Historia Kapliczki na cmentarzyku ofiar zarazy cholery z 1831 roku
Jeszcze niedawno pod lasem, na stoku Palany Gery bielała mała kapliczka dobrze widoczna od strony Ostrej i drogi wiodącej do Braciejowej. Teraz zarosła brzeziną i już jej nie widać, ale warto się do niej wybrać, bo bardzo urokliwe to miejsce. Aby dojść do niej ze Zdroju należy kierować się na zachód skrajem lasu wzdłuż okopów będących pozostałością wojny. Można też dojść do niej polną dróżką od strony Ostrej na wprost kładki łączącej oba brzegi rzeki na przedłużeniu ul. Gumniska. Kapliczka upamiętnia ofiary epidemii cholery z 1831 roku z Dębicy, Latoszyna i Podgrodzia, które w tym miejscu zostały pochowane w zbiorowej mogile.
Legenda CZARNA PANI
Zarazę wyobrażano sobie jako dojrzałą kobietę, ubraną w czarne wdowie szaty, z woalką zakrywającą twarz, pytającą o drogę lub zachodzącą do chat pod jakimś innym pozorem. Inni opowiadali, że wyglądała jak młoda dziewczyna o jasnych włosach i czarnych oczach, podająca się za sierotę i chodząca po prośbie od chaty do chaty. Jak można było odmówić sierocie? Ludzie wpuszczali ją do środka, karmili, a później nawet pogrzebać ich nie miał kto. Podobno rozpoznać ją można było po jednym, budziła przerażenie wśród zwierząt. Gdy się zbliżała, ptaki milkły i tuliły się w gniazdach, kury zbijały się w stadko w jakimś kącie, jakby usłyszały kwilenie jastrzębia, psy kuliły ogony pod siebie i skomlały żałośnie, a krowy zadzierały ogony i pędziły przed siebie, byle dalej, tylko koty łasiły się do niej. Gdzie przeszła tam pozostawiała za sobą trupy, po których nie miał nawet kto płakać. Opustoszały wsie i miasta. Naturalną przeszkodą dla niej były rzeki. Nie umiała przeprawiać się przez rzekę. Musiała czekać, aż ją ktoś przeniesie.
Pewnego dnia udało jej się zmusić chłopa o imieniu Józwa, aby przeniósł ją przez rzekę. W zamian obiecała mu, że nie zrobi żadnej krzywdy jemu ani nikomu z jego rodziny, musi tylko przez miesiąc, po zapadnięciu zmroku i później w każdą wigilię palić w oknie gromnicę. Czarna Pani zebrała bogate żniwo, ale Józwa ani nikt z jego rodziny nie zachorował. Józwę jednak bardzo gryzło sumienie, że przyczynił się do śmierci wielu sąsiadów, stał się odludkiem, nie odzywał się do ludzi i nigdy już nie był wesołym i pogodnym człowiekiem. O historii tej opowiada legenda Czarna Pani.